Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

201
JASEŁKA.

szedł się okrutnie, uciekł do kąta, i rękami się zasłoniwszy, począł na dobre śmiać się do rozpuku.
— Co mu się stało? zapytał Zbój.
— A cóż! to effekt spazmatyczny: gra twojego Maksa!
— Martynko nie jest w stanie zrozumieć go chyba, odparł rumieniąc się Janko. To geniusz.
Otto zbliżył się ku niemu i położył mu rękę na ramieniu.
— Kochany Janku — rzekł: — reguła ogólna, że geniusze najłatwiéj się pojąć dają. Geniusz dlatego jest geniuszem, że to, co ty masz w duszy, dobywa ci z niéj i uwydatnia lepiéj, niżbyś ty potrafił; geniusz nie jest dziwactwem, jest wielkością prostoty pełną. Maks wcale nie gra, tylko rzępoli, nic nie umie, mógłby mieć talent, ale go zabił zarozumiałością. Szkoda go! ucząc się, mógłby dojść do czegoś.
— Na co geniuszowi nauka?
— Wszystkim ona potrzebna, odparł Otto; nikt nie zdobywa umiejętności bez potu i trudu, wszędzie inicyowanym być potrzeba, jak do starych eleuzyńskich tajemnic. Muzyka jest sztuką i umiejętnością razem: kto w niéj na sztukmistrzowstwie samém poprzestał, do niczego nie dojdzie.
— No! to ja tam tego nie rozumiem! zawołał Janko. Ale gorąco gra, szalenie, to mi po duszy chodzi!
— Wierzę, boś głodny wrażeń i pożywasz ladajaką nawet strawę z chciwością wygłodniałego człowieka... rzekł uśmiechając się gospodarz. Maksa to jednak daleko nie zaprowadzi; bo to nie jest muzyka, tylko granie, a i granie jeszcze nie najlepszego gatunku...
Jankowi przeszło wprawdzie przez myśl, że zazdrość przemówić mogła przez gospodarza; ale nie skory