Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

190
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

W tém wszystkiém wiele było o kraju, narodzie, o sztuce i geniuszu... ale sensu mało.
Maks Fermer grał na wiolonczelli, grał fantastycznie, żywo, z nadrobioném uczuciem; ale taki był z niego muzyk jak bywają poeci, co sześć wierszy gotowi zawsze zrodzić przy kieliszku. Muzyki nie uczył się, nie umiał wcale: grał po większéj części swoje własne kompozycye dość niezdarne i niebardzo logiczne, ale bardzo effektowe, i zdawało mu się, że jeśli nie przeszedł Servais’a i Romberg’a, to dla tego tylko, że się jeszcze na nim nie poznano.
A że był ładnym chłopcem i pierwsze swe popisy prowincyonalne odbywał w tych szczęśliwych miejscowościach, które łakome były na wirtuozów, bo zasłyszały coś o Lisztowskich entuzyazmach i spazmach, jakie się z nich rodziły, i chciały dać dowód, że i one spazmy i wieńce sypać potrafią, — więc od razuok rzyczany został za genialnego. Dla tego rodzaju znawców dość, żeby nie było sensu, a będzie geniusz.
Jak grał to grał Maks, ale śmiało umiał wynijść, skłonić się, świat traktował z góry, z ową pewnością siebie, która zawsze zwycięża; miał czarne oczy tryumfujące, i z razu mu się, szczególniéj po małych miasteczkach, niesłychanie wiodło. Był już pewniusieńki, że z tryumfu w tryumf pójdzie ad sidera!
Pojechał więc daléj i ogłosił koncert, ale wpadł w atmosferę oziębioną przez skrzypków, wiolonczellistów i dwunastu cudownych pianistów, którzy wszelki zapał i dwuzłotówki wyczerpali. Grał więc przed prawie pustemi ławkami, i odtąd po kilkakrotnych próbach zawsze nieszczęśliwych, z pustą kieszenią i zakrwawioném sercem wyrzekłszy na świat anathema, jak niepoznany geniusz, oddał się narzekaniu na głupotę kra-