Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

181
JASEŁKA.

dawniejszych sięgał czasów. Wesoły, pracowity hreczkosiéj, stworzony na żołnierza, choć nim nie był, Małowicki ujmował każdego sercem, które biło tak, że chyba ślepy go nie widział, chyba kamienny nie czuł. Wąsaty, barczysty, typem był owych naszych dawnych gospodarzy, którzy nic w świecie nie widzą nad stan swój, nad życie swoje.
Miasta nie cierpiał, mieszczanami się brzydził, a gdy mu przyszło wyjechać na czas do miasteczka, uciekał z niego pierwszéj wolnéj godziny, jako od powietrza. Wesół był z natury i lubił śmiać się, smutek przepędzał jedném tém naszém:
— Jakoś to będzie!
Była to w nim niezdająca sobie sprawy z siebie wiara w Opatrzność niezwalczona. Małowicki ożenił się był z miłości z ubogą panienką, która przez lat kilka była nauczycielką przy dzieciach w sąsiedztwie, sierotą, ale bardzo starannie wychowaną, i jak wszystkie sieroty, trochę wyegzaltowaną.
Małżeństwo to było idealne, pełne przywiązania ku sobie, kochające się jak para gołębi, śmieszne trochę dla świata, ale dla siebie dziwnie do szczęścia dobrane. Ludzie już niezbyt młodzi, przeżyli lat dwadzieścia bez chmurki, bez ostygnienia, a wypróbowana miłość zdawała się wzmacniać jeszcze i rosnąć.
Mieli tylko córkę i syna.
Natalka, dziecię ich ukochane, śliczne było jak aniołek, a wyuczone czułości, wykołysane w tém gniazdku, gdzie nigdy sporu nie słyszało i nic nie widziało prócz pieszczot i uśmiechów, wyrosło na ptaszynę serdeczną.
Atmosfera, w któréj oddycha człowiek, niestety!