Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

167
JASEŁKA.

się zatrzymał, a Mąkiewicz tak żywo ruszył ku niemu, że towarzysz jego biegiem musiał go doganiać, oglądając się na psy, które o nich nie myślały wcale.
— Jw. hrabia w domu? spytał Mąkiewicz.
— Na co?
— O! na co! to już moja rzecz, odparł pan Piotr. Chciéj tylko, kochany panie, powiedzieć mu, że przybył tu umyślnie, w wiadomym mu (z przyciskiem) interesie Jan Piotr Mąkiewicz, były urzędnik kancellaryi, a z nim ktoś drugi — dodał oglądając się na małego towarzysza z wielką twarzą.
Paweł niewielką miał ochotę gości meldować, co postrzegłszy Mąkiewicz, dodał surowo:
— Proszę tylko prędzéj, bo rzecz jest największéj wagi dla samego pana, który mi ją polecił w czasie ostatniéj swéj w Pińsku bytności.
Doprowadziwszy w milczeniu dwuznaczném przybyłych do ganku, Siermięzki sam poszedł do pana, który grzał się u komina, siedząc jak zawsze zamyślony. Zaczął od tego, że budząc pana z zadumy, zastukał silnie.
— No? co tam?
— A ktoś tam przyjechał do pana.
— Któż to taki?
— A ten odartus w łapciach, co był w Pińsku; mówi, że w pańskim interesie wielkiéj wagi... i drugiego z sobą urwipołcia jeszcze przywiózł.
— Kto z Pińska? żywo zapytał Herman.
— W łapciach! ten w łapciach!
— Puścić go.
— Chyba przez tylne drzwi, bo zbrucze pokoje. I drugiego puścić?
— Jeśli chce, i drugiego.