Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

146
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

rzeń i ideałów; tylko że jedni, jak ja, szukają ich w czystéj krainie snów melodyjnych, inni po ziemskich ścieżynach, na oko pnących się ku niebiosom — i niknących w chmurach.
— I nie ma szczęścia, bez trochy bałamuctwa?
— Bo szczęście to nadzieja i marzenie — rzekł Otto — trzeba o tém z góry wiedzieć... nigdy rzeczywistość. Im sobie kto wyżéj je postawił, tém mu lepiéj, bo go nigdy nie dosięgnie i wiecznie wspinać się, marzyć i spodziewać będzie.
Dwaj starzy towarzysze wymieniwszy te słowa, usiedli jeszcze bliżéj siebie.
— Z bratem moim znasz się, spodziewam? spytał Herman.
— Mało bardzo, jak nic; on dla mnie za wielki pan, bo i na to choruje trochę, i zdaje mu się, że może wyżéj głowę nosić dla tego, że idzie od staréj porcelany, gdy my się wiedziemy z nowego fajansu.
— Ale szanujże mi brata i nie śmiéj się z niego! sam śmiejąc się rzekł Herman.
— A, to nic! Najzacniejszy człowiek! ale gdyby ze mną żył, zdałoby mu się, że mi wielką robi łaskę, przyjmując ubogiego szlachetkę, a w istocie jabym się z nim nudził, nie wiedzieć dla czego. Ja wolę starego Żółtowskiego, i kwita.
— No, to i ja wolę starego pana Jana — odparł hrabia — choć i Żółtowskiemu brak piątéj klepki... rzekł uśmiechając się. Wyobraź sobie starego tego tchórza, który się boi gadać, i całe swe mienie po cichu wpakował w fantazye pana na to, by od niego cierpieć przymówki! A gdyby pan hrabia wszystko stracił i w dodatku winę ruiny zwalił na grzbiet plenipotenta, chlebaby kawałka nie miał na starość!