Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

dziło i ostatecznie do rozpatrzenia się we własnych dnia tego wspomnieniach przyprowadziło. Chociaż Stasiuk się kiwał, bełkotał i był napity, niebezpieczeństwa zabłądzenia ani wywrotu nie było żadnego. Pierwsze wązkie grobelki z głębokiemi rowami udało się pominąć przy łasce Opatrzności, wyjechali na piaszczystą drogę szeroką, prowadzącą do samych Kozłowicz. Na niéj w najgorszym razie można było chyba o pień zawadzić.
P. Paweł potrzebował uczynić obrachunek sumienia, był niespokojny, czuł, że sobie pozwalał nad miarę około panny siedząc i kilka razy wymówił się z afektami jakiemiś, z admiracyą rąk i t. p.
Należało teraz pokombinować, czy uchowaj Boże, nie mogło to za sobą jakich zawikłań i następstw pociągnąć?!
Pomimo wielkiego wisiłku, niezupełnie mógł sobie zdać sprawę Mondygierd z tego, co zaszło w ciągu rozmowy, czuł tylko, że musiała być gorącą, bo przejście z niéj do zwykłego stanu przypominało mu wrażenie zimnéj wody po łaźni.
— Stary a bezmózgi! — westchnął, surowo się sądząc — stary a szaławiła! Co to sobie pomyśli! Gotowa posądzić, żem się rozmiłował, bo kobiety do tego są skłonne. Prawda, że mi się podobała, bo cale gładka i roztropna, ale nie idzie za tém.
Dziwnie głos, ruch, coś mi w niéj przypomina Melankę!