Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —

było rozróżnić. Czasami zdawało mu się, że widzi tamtą, to znowu że tę, to obie zlewały się w jedną, naostatek sowa we śnie zahuczała: Powij!
— Głupia! — zamruczał pan Paweł i zasnął twardo, a marzenia ciemności oblokły.
Rejent Sawicz nie prosił nikogo na wesele, jednakże dla starego przyjaciela chciał uczynić wyjątek i przybył do Kozłowicz.
Znalazł p. Pawła dziwnie zmienionym i otwarcie mu to powiedział.
— Wiesz, że ty mizerniejesz, pobladłeś nawet. Dawniéj wyglądałeś zuchowato, zamaszysto, a teraz i milczący być zaczynasz i nie tak się kłócisz i — ociężałeś. Co tobie jest?
— Imaginacya! Co mi ma być! upatrzyłeś sobie coś! — rzekł Paweł. — Prosta rzecz, człowiek powoli starzeje.
— Ale bo ty jak ogórek kwaśniejesz coraz... Co u licha — mówił Rejent — dałem ci dobry przykład, żenię się, zrób i ty tak.
Mondygierd obu rękami począł opędzać się.
— Człowiecze! Mówią, że cygan się obwiesił dla kompanii, ale żebym ja dla twojéj przyjaźni sobie życie zawiązał! niedoczekanie! Wieleśmy to razy o tém mówili, co te małżeństwa za sobą prowadzą! Sameś w to bił! nie! trzeba ci było...
— Tak, choć na starość rozumu nabrać — rzekł rejent. — Co to gadać, co darmo bałamucić, to jest prawo Boże, a kto się nie żeni ten idzie do