Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

dla niego samego już, że ten robak mały, którego wzrostom, może nawet przyszłością się zajmował, który mógł dlań być jakimś celem i nadzieją, wyniósł z sobą z Kozłowicz jakby ostatnią iskierkę ognia, co je ogrzewała.
Drugiego dziecka brać za nic w świecie nie chciał, byłoby to śmiesznością, zdradzeniem się, dowodem słabości, — a takie pustki były teraz w domu i wszędzie, że życie stawało się ciężarem. Przytém p. Paweł najpewniejszym był, że takiego drugiego dziecka na świecie nie było.
Dziecię to śmiało mu się i znało go już, w tém była cała tajemnica wielka, tajemnica co wiąże swą siłą społeczność, tajemnica pragnienia, jakie je[1] miłości i serdecznego związku.
Panu Pawłowi brakło kochania, bez którego całe życie się obchodził, zastępując je nałogiem do ludzi i miejsca. Raz rozbudzony instynkt, domagał się zaspokojenia.
Potrzeba mu było, jak wszystkim tęskniącym, choć mówić o swym bólu. Nie miał z kim, począł więc próbować z Kasprem. Ale wziął się do tego z chytrością wielką. U wieczerzy raz westchnął, że mleko, które lubił, przydymione było.

— Myślałem — odezwał się do Kaspra — że jak tego smarkacza na folwarku nie stanie, przynajmniéj baby lepiéj się dopilnują przy garnkach, a i to nie pomogło.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; poprawka na podstawie wydania z 1957 r.