Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   42   —


Wydra chłopca dobrze zawiniętego zabrawszy na wózek, pojechał drugiego dnia z nim do żony. Pan Paweł chcąc się przy swojém utrzymać, kazał mu dać rewers formalny na odebrane dziecko.
Po wyjeździe rejenta, pod różnemi pozorami dwa czy trzy razy chodził na folwark chłopca zobaczyć. Dał ciepłą chustkę zimową, którą zwykł był szyję obwiązywać, a ta mu już lat dziesięć służyła, na obwinienie chłopca wieczorem, żeby się nie zaziębił, dał i coś więcéj, a po odjeździe Wydry, można go było posądzić, że łzy miał na oczach.
Na folwarku baby płakały, a Kasper do pana nie gadał, gniewał się na niego. Widział to i czuł Mondygierd i nie zaczepił go nawet, aby nie przyspieszyć wybuchu. Zagadywał o pogodzie, o robociźnie, o wodzie, która zdała się chcieć przybierać, o dziecku ani słowa.
Kasper spoglądając na starego marszczył się i mruczał.
— Ani głowy, ani serca! mówił do siebie — miał oddawać, to po co było brać? wszyscy się poprzyzwyczajali, że teraz na folwark pójść się człowiekowi nie chce.
Pan Paweł czując się winnym sam, milczał, prawie też same wyrzuty robił sobie w duchu, miał za złe sercu własnemu, że się tak niedorzecznie mogło przywiązać, usiłował się zwyciężyć napróżno.