Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   32   —

czarno na białém, prawnie, dokładnie... tego... wedle reguły być, tego, musi.
Wkładane — tego — którego p. Paweł nie używał, tylko gdy był wielce skłopotany i zmięszany, dowodziło, że nie wiedział sam, na czém się miał oprzeć. Czuł tylko, że dziecka nie chciał oddać i że gdy mu je odbiorą, choć z Kozłowicz uciekać przyjdzie, bo to była jedyna pociecha, ten smarkacz, na którego już gderał i odgrażał się p. Paweł, ale się do niego przywiązał niezmiernie.
— A toby pięknie było — zawołał w końcu — żebym ja pierwszemu lepszemu, co mi się zgłasza bez żadnych dokumentów, dziecko mi zdane urzędownie, pod rewers na opiekę, oddawał.
Tego nie uczynię! nigdy w świecie.
Wydra oczy ocierał, w piersi mu téż grało gniewem, a przynajmniéj zbierało się na oburzenie.
— Najlepszym dokumentem — odezwał się — są łzy moje, proszę jaśnie pana!
Mondygierd się zmięszał.
— No, to jedź waćpan do sadu, ja, ja, to nie moja rzecz! — krzyknął. — Cóż to mi potrzebny na co ten bęben, który mnie już kosztuje! A mnie on na co? do czego! tylko kłopot z tego i pisku pełno.
Ale u mnie każda rzecz musi iść regularnie, nic nie pomoże.
— Zatém śledztwo musi zjechać — odezwał się Wydra.