Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

— A no baby go rozpieściły — odparł pan Paweł. — Zwyczajnie jak nad sierotą litość miały i to się rozpaskudziło, ale mnie nic do tego, ja ręce umywam.
W tém nagle coś sobie przypomniał p. Paweł i spytał.
— A poczęstowaliż waćpana? hę? możebyś się co napił!
I począł wołać Kaspra, łając go.
— Czyż i to trzeba przypominać, ty stary niedołęgo! Dajże wódkę i zakąskę, rozumiesz! Gdzie twoja pamięć, wszystko trzeba samemu robić i każdą rzecz łopatą kłaść w głowę.
Przekąska już była gotowa i Kasper, nie wdając się w usprawiedliwienie, przyniósł ją. Pan Paweł chodził po izbie, ręce powkładawszy w kieszenie. Kasper znikł.
— Cóż będzie, proszę jaśnie pana? — zapytał kluczwójt.
Pan Paweł ramionami ruszył.
— Co ma być! — rzekł, stając przed urzędnikiem. — Serce ludzkie trzeba mieć! to darmo! Mnie ten znajda już kością w gardle siedzi, radbym go jednéj godziny z rąk zdać, ale litość bierze.
Sięgnął pan Paweł niby od niechcenia do kieszeni i coś w rękę wcisnął kluczwójtowi.
— Żebyś się darmo nie fatygował — mruczał cicho. — Niech już ten bęben przebędzie tu póki zębów wszystkich nie dostanie. Co robić! Co robić!