Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   21   —

— No, to niech pan odeśle — przerwał Kasper — wola pańska.
— Tak! dobryś! — krzyknął Paweł — potém sąd nie sąd, będą trąbili, że nawet nad tym robakiem u nas litości nie było.
Już jak kogo pan Bóg pokarze — dodał — to ani się wywinąć. Odesłać, źle, zostawić, jeszcze gorzéj, ni wprzód, ni w zad. Kara Boska i po wszystkiemu.
Westchnął.
Było takich pogadanek wiele. Nakoniec jednego dnia czerwcowego, Kasper zasępiony, pilno panu w oczy patrząc, zastąpił mu drogę w ganku, powracającemu z pola.
— Kluczwójt przyjechał — rzekł krótko.
Zmieszał się p. Paweł i własnego uczucia zawstydził.
— No, to cóż, że przyjechał? — spytał, udając, że nie rozumie. — To co?
— Po dziecko się zgłasza!
Mondygierd już się dąsał.
— To mu oddać, niech bierze! niech bierze. Chwała Bogu, że się zbędę. Wołaj go do mnie.
Wszedł p. Paweł do pierwszego pokoju i siadł na sofce; kwaśno mu było.
— Hm! po dziecko przyjechał! a kilka miesięcy pary nie puścili, jakby go na świecie nie było, teraz sobie nagle przypomnieli!
Kluczwójt, figura urzędowa, z ogromną blachą