Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   195   —

je rozerwać, gdy wszedł Fortunat, już znowu podśpiewujący:

Gołąbeczków para
Do siebie gruchała...

Nie dał mu dokończyć Kasper, który przyodziawszy Stasiuka, zwykle chodzącego w łapciach, w buty własne (co się nie czyni dla honoru domu!) począł wnosić podwieczorek.
Nigdy jenialniejszym, nieoszacowańszym człowiekiem nie wydał się panu Pawłowi.
Na ogromnéj tacy ze srebrną galeryjką czego tam nie było! Kawa, sucharki, śliwki na rożenkach, tłuczeńce, konfitury, poziomki, szynka, półgęsek, wino, ser, chleb... Co dom miał, wystąpił co się zowie; srebro wydobywszy na okaz niemal wszystkie jakie w domu było. Pan Fortunat z figlarną miną przystąpił do butelki.
Cha! cha! — zawołał — u chorego obowiązek sumienia zdrowie pić? prawda! Zdrowie p. Pawła.
— Za pozwoleniem — przerwał Mondygierd — moich najszanowniejszych, najmilszych gości zdrowie... ja piję! Kasper! kieliszek!
— A noga! — zawołał Kasper.
— Niech się dzieje z nią co chce! Kasper, kieliszek!
— Ja nie pozwalam — przerwała wdowa stanowczo — nie pozwalam! Wypijesz pan gdy będziesz zdrów.
Zmilkł pan Paweł, a Kasper zbladł jak pioru-