Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

teres. No, i powiedz, że gości nie ma, bo twój pan ich pono nie lubi. Dobranoc.
Gdy pan Fortunat wyruszył, dobył się z zasieka Mondygierd i wrócił do dworu.
Jechać? nie jechać? Możnaż było uchybić kobiecie żądającéj ratunku? godziłoż się zawieść zaufanie nieboszczyka Zabielskiego, który mu wdowę na śmiertelném łożu polecił? (P. Paweł mówił to sobie powoli).
Wszystko przemawiało za pojechaniem, jednakże p. Paweł chciał, aby rozstrzygał los nie on, przeżegnał się, zawiązał węzeł na chustce, który miał oznaczać — jadę!
Trzy przeciw jednemu — świadczyło to o dobréj woli starego kawalera, tymczasem, gdy końce zmięszawszy, założywszy ręce w tył, chwycił jeden z nich, znalazł węzeł. Wyrocznia kazała jechać do Harasymówki.
Tym razem nie wdział już taratatki, wszelka myśl płocha go opuściła, wziął surdut zrestaurowany, który czuć było mocno jakiémś mydłem do wywabiania plam — i ruszył.
Kasprawi się nie tłómaczył.
Zdziwił się, gdy wysiadając z obijanika między łozami i wierzbami, postrzegł tuż przechadzającą się z panną Bernarda piękną wdowę, jakąś niby podrażnioną i niespokojną.
Zbliżyła się ku brzegowi zaraz.
— Pan bo o nas zapominasz — odezwała się —