Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

arędarza, ryby, łokszynów, trudno zliczyć. Naostatek spróbował p. Paweł taratatki jeszcze niewykończonéj przy Kasprze i przy lustrze. Icek się zachwycał, leżała jak ulana. Mondygierd wyglądał w niéj inaczéj, młodszym i zuchowatszym. Uśmiechał się do siebie, gładząc włosy. Fastrygi z białych nici nieco efekt ogólny psuły, a jednak — taratatka była wspaniała, majestatyczna, i choć w pachwiach trochę kąsała, Icek ręczył, że inaczéj to nie może być, by leżała elegancko!
Kasper ruszał długo głową, podziwiając kunszt Icka, który był z siebie bardzo kontent.
Czwartego dnia późno wprawdzie, sznury były umocowane, baryłki poprzyszywane i taratatka gotowa, choć czuć ją było mocno ostatnią wieczerzą pracowników i musiano ją przez noc wywiesić wietrzyć...
Nazajutrz wybiarał się Mondygierd do Harasymówki.
Kasper ujęty, skorrumpowany tém, że nietylko dostał podarek z garderoby, ale surdut własny na koszt pański ozdobił manszestrowym kołnierzem, nie mówił nic.
Niemniéj widział jasno na co się zanosiło — a! co miał robić!
Resztę robót wzięli z sobą krawcy do Pińska, a oprócz tego powierzył Ickowi do wiernych rąk pan Paweł skaleczony na weselu kapelusz, który miał być w Pińsku odnowionym. Kasper, gdy pan