Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   162   —

wie lepiéj nie mogło być wykonaném. Chwalił się, że miał wiadomości zawsze o najświeższych modach. I nie kto inny mógł szyć ową taratatkę dla Symonowicza, bo w węgierkach i taratatkach Icek był szczególniéj mocnym.
Choć panu Pawłowi śpieszno było do Harasymówki, lecz postanowił nie pokazywać się tam aż do odnowienia, choćby częściowego garderoby.
Przywieziono Icka, który choć znał oszczędność, drobnostkowość, nudziarstwo pana Pawła podszytego Kasprem, lubił tu robić, bo koniec końcem wytargowawszy się do upadłego, wziął zawsze więcéj niż gdzieindziéj. Mondygierd z wielką polityką nie okazał Ickowi, ażeby mu było tak bardzo pilno garderobę restaurować, nie dał nadewszystko poznać żadnego radykalizmu przekonań, począł flegmatycznie.
— Trzebaby tam, mój Icek, rozpatrzeć się w garderobie, bo wiele rzeczy leżąc się zdezelowało, tam i siam czegoś brak... hm!
— Ja bo się dawno dziwuję, że jasny pan tak indyferentny — rzekł Icek — przecie człowiek ubrawszy się, zaraz inaczéj wygląda, a chwalić Boga, pan jeszcze młody i przystojny. Niech pan żyje sto lat!
Podniósł jarmułkę — mruknąwszy coś poprowadził Paweł do szafy. Nastąpiła rewizya powtórna.
— Tylko proszę cię Icek — rzekł, po ramieniu go klepiąc p. Paweł — ty mnie znasz, ja zbytnich wydatków nie lubię, co potrzeba! rozumiesz.