Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   159   —

do nich legendę, o powstaniu w pewnéj chwili kaprysu ze starych butów.
Pan Mondygierd zniósł satyryczne wystąpienie z cholewami, ze stoicką krwią zimną.
Poczęło się zdejmowanie z kołków od taratatki. Musimy uczynić tu uwagę, iż pan Paweł ze starymi przyjaciółmi, czy oni byli z nankinu, sukna, czy olepinu, czy ze skóry, z trudnością się rozstawał. Dziurawe nawet i łatane rzeczy zachowywał mówiąc:
— Niech to sobie będzie! co to komu szkodzi?
Taratatka miała wiek nader poważny, pochodziła z téj epoki, gdy p. Paweł nie rozrósł się był, nie rozwinął, nie zgrzebiał, a że oprócz tego wisząc długo nieco się zbiegła, dziś ona już nie na wiele się przydać mogła. A że była suto naszywana, sznurami ozdobna, niegdyś elegancka, choć jedwab na niéj zrudział miejscami, a szmuklerszczyzna wytarta do podkładek, tu i ówdzie bielała.
Wszelako, ponieważ Symonowicz się zapowiadał w taratatce, zwróciła ona szczególną uwagę p. Pawła.
— Pokaż no! cale nie zła! — odezwał się — daj no ją tu.
Kasper się wysunął w obu rękach ją trzymając. Mondygierd zrzucił siwy kubrak i żywo wciągać począł to wspomnienie lat młodych.
Niestety! ręce nie chciały już wchodzić w rękawy. Zbutwiała podszewka ze złowrogim chrzę-