Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   141   —

wieś jest dobra, rozległa, grunta wysokie, urodzaje bywają doskonałe, las nad wodą, dawniéj był niezniszczony i dziś pewnie się z niego towarnego coś da wyciągnąć.
Desperować niema czego!
— Ale Bałanowicz! — powtórzyła wdowa i mówiąc to, dwa białe kułaczki położyła na stole przed panem Pawłem, dwa takie białe śliczne kułaczki, że trudno było od nich oczu oderwać. Pan Paweł mjał pasyę do rąk kobiecych, jak wielu mężczyzn (co i my już ex re panny Adeli uczuć dali) — otóż w chwili, gdy zobaczył ręce na stoliku, zapomniał o sumie klasztornéj, o rękodajnéj Szymonowiczów, o Parafińskim, o Harasymówce i wpatrzył się w ręce tak, że pani Zabielska posądziła go, iż chyba coś rachuje mentalnie.
Gdzie tam! człek słaby rachował ileby na każdym z tych palców, zakończonych różowemi podługowatemi paznogietkami, pocałunków się zmieściło. Ciekła mu ślinka, nieszczęśliwy był — posmutniał.
Ocucił się dopiero, gdy wdowa dodała:
— Zapomniałam o najgorszém, wszak i proces jest jakiś ze Skirmuntami.
— Ej to... to jest nic — uśmiechnął się Paweł — ja wiem o nim! trwa lat dwadzieścia, chodzi o wydmę piaszczystą na Prypeci... z tego się śmiać!
Wdowa, widać żwawa i w gorącéj wodzie ką-