Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   140   —

rozumiem się na interesach, a mam wstręt i obawę nadzwyczajną prawników. Popaść w ręce jurystów kobiecie, to znaczy kamień sobie do szyi uwiązać.
Będę z panem otwartą, mojego własnego nie wiele mam, to co po rodzicach zostało, tylko dla Filipiny na posag dać myślałam, że z Harasymówki będę mieć aż nadto. Ludzie mi obiecywali złote góry, kilkaset włók, a tu Bałanowicz grozi, że może na chleb mąki zabraknąć.
Westchnęła pani Zabielska.
— Ja jestem trochę zepsuta — dodała — lubię wygódki, radabym się i ubrać i ludzi u siebie widzieć...
Załamała ręce białe.
— Co tu robić kochany sąsiedzie? — dodała — Bałanowicz mnie przeraża... wiosną, słyszę, woda wszystko zalewa, miotlica jakaś zboże głuszy, a tu jeszcze na Harasymówce jest suma do klasztoru w Horodyszczu, dziesięć tysięcy złotych, prowizye zaległe od lat pięciu. Jakimś Symonowiczom rękodajnéj sumy dwadzieścia tysięcy, Parafińskiemu dwa tysiące, a! czy ja to spamiętam!!
Radź i rozpatrz się, mów... będę posłuszną... bom przestraszona. A! ten Bałanowicz.
Westchnęła w sposób serce rozdzierający, Paweł się namyślił i rzekł poważnie:
— Nie zinkwirowawszy rzeczy do gruntu, trudno, moja mości dobrodziejko, lekkomyślnie ferować dekreta. A to jedno wiem, że Harasymówka