Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   139   —

czysto ze szkłem obchodził. Więc pili a pili. Wiadoma rzecz, że jedząc dużo, pije się chętnie i dopóki trwa ten proces — idzie wszystko gładko, dopiero kiedy się on skończy, gdy wstać potrzeba i trawić, zaczyna się kara za grzechy.
Przy budyniu już pan Paweł czuł się niepomiernie obładowanym, i w oczach jakoś było mu niezupełnie jasno. Fantazyą nadrabiając, dużo mówił i szło mu niezgorzéj.
Trwożyło go tylko to, że gdy w chwili trawienia, wymagającéj spoczynku, wypadnie się zająć interesami, może nie mieć umysłu tak żwawego i otwartego, jak okoliczności wymagały.
Trwoga była po niewczasie.
Wstano od stołu, a że zaraz podano kawę, która dla konkocyi jest bardzo zbawienną, dużą filiżankę czarnéj kawy wypił pan Paweł i to go na nogi postawiło. Czuł, że był on i jego reputacya ocalona.
Tymczasem prawiono o fatałaszkach, a o interesach ani słowa. Na niebie chmurzyć się poczęło, pan Paweł uznał swym obowiązkiem przypomnieć gospodyni, że gotów jest na jéj usługi.
Wnet panien reszta rozbiegła się, a p. Fortunat poszedł i przyniósł w dużéj chustce związany plik papierów. Zasiadł Mondygierd przy okrągłym stole, wdowa naprzeciw niego, przystąpiono do egzaminu.
— Ja, szanowny sąsiedzie, naprzód ci wyznam — mówiła, szczerząc ząbki wdówka — nic a nic nie