Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   137   —

w złoto oprawne przytrzymywało na piersi wypukłéj, osłaniającą ją koronkową chusteczkę. Zobaczywszy ją Mondygierd, panny Filipiny ubranéj biało i panny Bernardy ciemno z pąsowém, już wcale nie dojrzał — olśniła go; olśniła tém, że wyszła drepcząc na tych trzewiczkach z korkami do pół dziedzińca, i podając mu dziwnéj, atłasowéj miękkości paluszki do pocałowania, przywitała nadzwyczaj uprzejmie i serdecznie.
Panna Filipina i Bernarda nie uchybiły mu także, szczególniéj pierwsza uśmiechnęła mu się przyjemnie, ale po uśmiechu jejmości, jéj ręce jak konfitura słodkie, jej słowa jak miód pierś kalmujących — co to wszystko znaczyło.
W progu już pan Paweł o wszystkich swych w podróży powziętych najmocniejszych postanowieniach zapomniał.
Uczuł nawet, że nie był panem siebie, ale ta czarownica Circe panią jego się stała.
Dobył na jéj posługi jak najlepszego humoru i stał się tak nieopatrznie naturalnym, gadatliwym, jakby mu tu nic nie zagrażało.
Po krótkiéj rozmowie w ganku, dano do stołu. Gosposia podała rękę gościowi, który doznał emocyi niesłychanéj dotknąwszy jéj i poszli do dużéj izby, trochę pustéj, w któréj było nakryto. Gospodyni z góry przepraszała za obiad, bo kuchnia nie została jeszcze urządzona jak należy, i nawet nic dostać nie było można. Pan Paweł nawykłym bę-