Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   134   —

dziękuję przy pacierzach Opatrzności, że mi żonę dała... Dopiero oddycham. Powiadam ci, rejestra, dyspozycye, wszystko co na mojéj było głowie dawniéj, teraz, ani znam ani wiem. Mogę dwa, trzy dni w kożuchu przy piecu siedzieć i nie wychodzić... Ale, znowu takiéj kobiety jak moja ze świecą szukać, bo i do stroju i do łajań perfekcya!!
Zmilczał Mondygierd, a rejent który widać potrzebował się wylać na łono przyjaciela, dokończył:
— Wierzaj mi, wszystkie te facecye o stanie małżeńskim, brednie. Starzy kawalerowie przez zazdrość to komponują! to przecie sakrament! a Pan Bóg wie co i dlaczego jak każe nazywać!!
Rozstali się starzy przyjaciele w dobréj komitywie; Paweł tylko niezmiernie ciekawemu Sawiczowi musiał dać słowo, że po bytności w Harasymówce będzie u niego i opowie, jak tam i co postanowiono...
Na niedzielę już przez konsyderacyą należną dniowi świątecznemu, a przytém jako na obiad proszony, wydobył frak granatowy. Jeszcze raz zdjęto z szafy kapelusz dla smutnego przekonania się, że nie było sposobu zużytkowania go, nawet w pomoc wziąwszy karuk i atrament. Blizna była tak widoczną, jak gdyby drugą serdeczną p. Mondygierdowi przypomnieć chciała. Jednakże kapelusz znowu upakowany poszedł na szafę, w przewidywaniu, że w Pińsku znaleźć się może artysta zdolny mu przywrócić dawną powierzchowność. Tego kapelusza pan