Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   118   —

Jakkolwiek styl listu niezupełnie samego autora zaspakajał, z powodu powtarzanych wyrazów i trochę zagmatwanéj konstrukcyi, co było robić?
Zepsuł na koncept ćwiartkę, na list półarkusza, koperta kosztowała tyleż, nie sposób było dla wykończenia epistoły narażać się na większe jeszcze papieru marnotrawstwo.
Pozbierał zrzynki do szufladki, bo te się na kwitki do arędy przydać mogły i list oddać kazał chłopcu.
W myśli swéj postanowił jechać niedaléj jak nazajutrz, po obiedzie. Do Harasymówki inaczéj jak obijanikiem się dostać nie było podobna; resztę drogi należało zrobić pieszo.
O podróży téj przy wieczerzy mowy nie było, pan Mondygierd wiedział, że o pewne szczegóły wyboru z Kasprem przekorą walkę stoczyć przyjdzie, odłożył ją do jutra. Kasper chodził milczący i dojadał tylko szyderskiemi wejrzeniami, których Paweł udawał, że wcale nie postrzega.
Nazajutrz narada ze sługą była nieuchronną i rozpoczęła się przy kawie.
— Co pan włoży?
— No, a jak ci się zdaje?
— Albo jam wiem? ja panu dysponować nie będę.
— To radź!
— Co to ja światowy człowiek, żebym te rze-