Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   111   —

zaproszą, skomponują sobie jaki interes... złapią jegomości, tak mi panie dopomóż.
P. Paweł się oburzył.
— O! ty! ty! ze swoim rozumem! Mudraher! Jak to ty mnie penetrujesz i znasz!! Tak to starego wróbla złapać łatwo?
Rozśmiał się.
— Co nie mam pojechać? Otóż pojadę! Pewno że się lękać nie będę... pojadę, zobaczę i przeto mi się nie stanie nic! Dlaczego mam się dziczyć? Cóż to tam osobliwego te mazury czy mazurki? Co mi tam ma grozić?
— Ja jegomości powiem co — odparł Kasper — oto, że dwór wezmą baby w rekwizycyę... nie ma nic, stary ekonom opuścił wszystko, przecie panu tego mówić nie trzeba co Bałanowicz za jeden. Chapokrysz! o sobie tylko pamiętał! Pożyczali bezmiana, pożyczali półkorcówek, będą pożyczać, nie daj Boże wyprorokować, i cukru i kawy i świéżego chleba, i mleka... i... co ja tam wiem, a nas zaprzęgą w chomąt i, tyle! ot co! ot co!
Ożywił się mocno, mówiąc Kasper i uczynił wrażenie na panu Pawle, który wziął groźbę do serca.
— At bo pleciesz, roisz! Kumać się z niemi nie będziemy! do takiéj konfidencyi ich nie dopuszczę, a pojedzie Bałanowicz... to się mu