Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   108   —

— Czemubyś nie miał śpiewać? hm? Źle ci się dzieje?
— Nie narzekam — rzekł Kasper — i urwał.
Po chwili podniósł głowę od mleka p. Paweł, spojrzał i spytał:
— Co??
— Nic! — odparł niecierpliwie Kasper i krokiem mierzonym oddalił się ku oknu.
— Przysięgnę, że coś masz do powiedzenia — zawołał Mondygierd — ale z tobą to tak zawsze, nosisz, dusisz, człowiek musi odgadywać. Do czego te komedye? Ja lubię prosto z mostu.
— Panu bo nigdy dogodzić nie można...
— A z tobą dojść do ładu? Cóż się stało? czy znowu gumienny, czy gospodyni, czy Stasiuk? gadaj bo...
— Nie ma nic — odparł Kasper, westchnął.
— Tyle tylko — dodał mrukliwie — że oto nam Pan Bóg naszego pokoju pozazdrościł, było w Kozłowiczach, jak za piecem, a no teraz!!
Machnął oburącz.
— A teraz że co się stało!
— Czy to pan nie słyszał, że do Harasymówki najechało państwo.
— Co? gdzie? jak? nic nie wiem. Do Harasymówki! Gadajże! Kto? — począł, porzucając jedzenie, p. Paweł. — Wszakże mój poczciwy Zabielski umarł!