Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

oko zwróciwszy na sień, postrzegł w głębi p. Paweł stojącego Wydrę. Zdziwił się zobaczywszy go.
— Co tu robisz?
Ekonom zmięszany był jakiś, nie swój i z twarzy mu czytał łatwo Mondygierd, że coś zajść musiało. Więc faktora odpędziwszy, zaprosił go do siebie.
— Cóżeś to tak wcześnie przybył? — zapytał — może, uchowaj Boże, zachorował kto?
Wydra zrazu nie odpowiedział, lecz mieszał się mocno i widać było, że coś przywiózł, czego z siebie dobyć nie miał siły.
— Mówże, proszę cię, bo zaczynam być niespokojny! — naglił Mondygierd — co tam takiego?
— Nie ma to tam tak dalece nic — począł onieśmielony gość — tylko, tylko chciałem się ja z panem dobrodziejem rozmówić na osobności.
— A no, sami jesteśmy! Nie obwijaj, proszę cię, w bawełnę, o co chodzi?
Wydra pot ocierał, kręcił się, stękał, zaczynał i zacinał się, niepokój rósł w niecierpliwym panu Pawle.
— To, to jest taka rzecz — wyjąknął nareszcie — że juści kiedy Adela słowo panu dała, to dotrzyma, o tém nie ma co i mówić, ale się trochę rzeczy skomplikowały.
Mondygierd, któryby się mógł oburzyć i rozgniewać, uczuł, jakby mu kto ręce rozwiązywał i rzekł