Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Improwizacje dla Moich Przyjaciół.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodą Marysię, która otulając się salopką, szła za nim, potykając ze strachem co chwila. W połowie wschodów i prowadzącemu i prowadzonéj pośliznęły się nogi — padli z krzykiem oboje.
Nim mieli czas powstać i uciekać, w górze otworzyło się kilkoro drzwi, błysnęły światła, tłum różnych osób stanął nad schodami, spoglądając w dół ciekawie na Pana Antoniego i Marysię. Pierwszy trzymał się za bok, druga zatulała oczy i kryła się za niego, ciągnąc go za połę, aby schodził prędzéj.
— Kto tam? odezwała się z góry jejmość jakaś w narzuconéj salopie na koszulę, wznosząc stoczek zielony po nad głową. A! tfu! dali Pan! czy