Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się — że tak od ludzi uciekasz... Szukam pana od kilku dni, oto z tą piękną panią, której brak towarzystwa równie jak mnie, by was koniecznie w nasze wciągnąć — a zdaje się, że umyślnie unikasz... bo nigdzie pana spotkać nie można. Pan Augustyn Moroz z Poznania — dodał prezentując.
— Baronowa Ewelina Skrzycka...
Augustyn skłonił się skromnie.
— Niezmiernie mi ta wymówka pochlebia — odpowiedział — znak to, że z naszej pierwszej, krótkiej rozmowy, niezbyt złe o mnie pozostało wrażenie... Dzikim, ani dziwakiem, nie jestem, do mizantropii za młodym i nie czuję w sobie usposobienia, ale zdaje mi się, żem panu hrabiemu wypowiedział moje przekonania co do... stosunków...
— Tak — rzekł Starża — ale, zmiłujże się — u wód! u wód przyjętem jest robić wiele i łatwych znajomości.
— Szanowny hrabio, ja nie należę do tych, którzy z pobytu u wód robią sobie rodzaj Saturnaliów i wyjątkowe jakieś chwile... Życie zawsze nawykłem brać seryo.
— Masz słuszność — odparł Starża — przyznaję się, żem to powiedział bez myśli. Ale... tembardziej go poznać pragniemy... mało nas jest.
— Mało — dodała Ewelina — takich, z któremiby dłużej wyżyć można i żądało się... Pańskie osamotnienie dowodzi, że to nasze przekonanie podzielasz. Jest już więc pewna zgodność opinii, pewne współczucie, co nas zbliża, powinniśmy się zrozumieć.