Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za swym wozem, schodząc niekiedy aż do popularnego wykładu cale przeciwnego tym doktrynom, które Lubicz bez samowiedzy wyznawał.
Lubicz, który był chciwy towarzystwa pań pięknych, pociągniętym też został łatwo przez hrabinę Kaisersfeld, a z tą, jako z mieszkanką niegdyś stolicy i pół rosyanką cudownie się rozumieli. Taki radca stanu był dla niej pospolitym, zwyczajnym; dla niego taka hrabina była zrozumiałą i powszednią. Bywał przecie na dworze...
Chwilowa wszakże rozrywka, jaką się stał ten nowy przybysz, nie zraziła Eweliny od poszukiwania młodego człowieka z ręką na temblaku.
W rozmaitych dnia porach przechodząc park, a szczególniej w tych godzinach, gdy w nim najmniej osób bywa, udało się wreszcie Ewelinie, w towarzystwie Starży, znaleźć samotnie się przechadzającego Gucia...
Nie uciekł nawet na widok podchodzących do niego...
Ewelina zmierzyła go ciekawemi oczyma kobiety, która szuka, jak Dyogenes... człowieka. Na pierwsze wejrzenie zdał się jej chłodnym i prozaicznym. Jest to losem ludzi, co nie grają komedyi i nie polują na posagi, że się pospolitym oczom wydać muszą — prozaicznymi, zwyczajnymi. Ale Ewelina miała zbyt wiele trafności sądu i uczucia, by po chwili, pod tą nieobiecującą powierzchownością, nie odkryć wcale niepospolitej istoty.
— Już też pan jesteś nie do przebaczenia dzikim i potrosze dziwakiem — rzekł Starża, witając