Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ewelina o tyle rada była przybyciu rywalki, że ta jej natrętów i niepotrzebną część dworu na swój koszt zabrała. Zostali przy niej sami wierni i sympatyczni.


Gorzej wypadło to dla baronowej von Dorfer... której pozostał pan Potomski jeden, wierny wprawdzie, ale nie na wiele przydać się mogący — nie starał się bowiem ani o nią, ani o córkę... ale kunktował...
Baronowa wnosiła z tego, że będzie się starał o nią... ale on się nie spieszył.
Oprócz Potomskiego, był jeszcze ten, z ręką na temblaku, nieborak Gucio, który się z daleka kłaniał pani baronowej, co ją zawsze niecierpliwiło, a rumieniło lica Julki...
Moroz, od spotkania swojego ze Starżą, tak umiejętnie manewrował w swych wycieczkach po parku, że się już z nim nie zszedł wcale. Starża opowiedział Ewelinie rozmowę, przyznał się do prawdopodobnie mylnego sądu o młodym człowieku, zrehabilitował i zaostrzył tem ciekawość wdowy. Ale napróżno polowano dotąd na Moroza... zejść go, już ani na ławce, ani w ulicy nie było podobna.
Im więcej wszakże unikał, tembardziej zaostrzał ciekawość... Ewelina powtarzała Starży:
— Ale pokażże mi pan raz przecie tego skromnego i cichego młodzieńca, któremu książka starczy za towarzystwo i który unika nas tak uparcie.