Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Spodziewam się, że mi pani otwartości nie weźmiesz za złe — rzekł, ośmielajac się, Darnocha. — Pani może masz słuszność, a myśmy też może przymrozkowi nie winni... Zgadzam się na sąd, ale niech mi pani powie, szczerze i otwarcie, czy kobiety są lepsze? czy więcej w nich jest uczucia, serca, poezyi, poświęcenia?
Czy nie od kobiet powinien płynąć przykład?..
— Pan jesteś niesprawiedliwy. Nie zgadzam się — odrzekła Ewelina — ażebyśmy były tak martwe i ostygłe jak wy. Gdyby tak było, nie jesteśmyż i my, istoty bierne, i przez was ogłoszone za takie, odbiciem przez was stworzonego świata? Dajcie nam panowanie, a zobaczycie, że ludzkość na skrzydłach podniesiemy ku niebu...
Śmiejcie się panowie... ale ja będę prorokiem... Oto, gdy przez was świat zlodowacieje, wystygnie, gdy wy go odrzecie z całej poezyi, z ideału, z uczucia, z tego, czem on żył lat tysiące... gdy nareszcie wszystko okryjecie całunem i będzie smutno, jak na cmentarzu, a nudno jak na prelekcyi niemieckiej... postrzeżecie się, iż bez pewnego żywiołu i tchnienia, świat żyć nie może... Naówczas... przez kobietę odrodzi się świat i ona królową jego się stanie, w jej piersi ocaleje to, czego wasz rozum i nauka, ani zastąpić, ani braku dopełnić potrafi... przyjdziecie na kolanach błagać ją, o iskrę do rozpalenia znowu Znicza, który oświeci i ogrzeje ludzkość.
Epoka męska się kończy... epoka niewiasty nadchodzi!