Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z pewnością przeszkadzać nie będę... — dodał pan Wincenty... — ale radbym choć bliżej się jej przypatrzeć...
— Nic nie mam przeciwko temu... wzajemnie przedstawisz mnie pani von Dorfer... — rzekł stary kawaler... — No, a więcej kto jest jeszcze?
Wino czyniło wymownym i dowcipnym pana Wincentego, począł więc przegląd wiesbadeńskich piękności, a sąd jego dowodził, że mimo młodego wieku, nabył już w wysokim stopniu praktyki życia... Potomski z przyjemnością się przysłuchiwał gawędce ostrej, dowcipnej, złośliwej, objawiającej w młodzieńcu niepospolite zdolności, skierowane już ku wyspekulowaniu sobie bądźcobądź pozycyi i niezależności w sposób jak najłatwiejszy, uwalniający od pracy długiej a mozolnej, od pokornego dorabiania się...
— Cudzoziemek masy są — kończył pan Wincenty — ale tych bliżej poznać nie miałem czasu... Angielek do wyboru... liczba znaczna. Na Niemki nie zwracam uwagi, bo są w ogóle nie majętne a rodzice nadzwyczaj metodyczni... począwszy od metryki i świadectwa szczepionej ospy, trzeba się, zbliżając do nich, spowiadać im ze wszystkiego...
— E! o Niemkach mowy niema! — dodał, krzywiąc się, pan Ferdynand... nieco obiadem rozrzewniony. — A Amerykanki?
— Amerykanek jest kilka... ale o tych dziś jeszcze bliższych wiadomości udzielić nie mogę... Zresztą — dorzucił, wstając i spoglądając na zega-