Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Siły kobiecej — przerwał Starża.
— No, tak! kobiecej, serdecznej... gdyby duch ojca nie żył we mnie, gdybym na jedną chwilę zwątpiła, zawahała się, uległa wpływowi jego, byłabym zgubioną. Ale od samego spojrzenia w przepaść jeszcze głowa mi się zawraca.
A! powiedz mi pan: gdybyś w życiu raz kochał z całą potęgą młodego nieprzełamanego uczucia, cały się rzucił w nie, postawił na tę kartę istotę swą, losy... duszę... i gdyby... gdyby ta miłość... skończyła się farsą trywialną, prozaiczną, brudną... gdybyś odkrył w istocie ubóstwionej nie człowieka, nie anioła... ale naj... ach! najplugawszą nicość i głupotę... nie starczyłożby to ci na znienawidzenie świata, ludzi, życia... na... wyrwanie z piersi bluźnierstwa... i rozpaczy...
Otóż mojego życia początek... Przykuta do Cezarego, gdym straszliwą swoją omyłkę poznała, już i nie mogłam wątpić, co mnie z nim czeka... truchlałam na przyszłość... Los — Bóg — Opatrzność... uwolniły mnie od niewoli i spodlenia... Płakałam po nim... nad nim... że nigdy blasków życia nie zaznał lepiej dlań i dla mnie, że umarł... odzyskałam swobodę, ale... szata biała lat młodych, którą potarzano w błocie... nie wypiera się nigdy. Na duszy mojej zostały plamy... w umyśle wątpliwości... w sercu zwątpienie... strach, nieskończone boleści... Jak szalona lecę teraz i lękam się znowu, bym lecąc za słowikiem nie nastąpiła — żaby.
Starża słuchał z uwagą, Ewelina otarła oczy suche na pozór.