Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niemiecki, ten niewolniczy porządek wyrazów, które, jak żołnierze, wedle starszeństwa się układają do koła myśli... ale w tych ciężkich średniowiecznych okowach żyje duch... i targa się, by je pokruszył.
Francuski język paraliżem nabawia; niemiecki upaja jak piwo bawarskie, robi ociężałym ale i siłę wlewa do rozbudzenia się ze snów niezdrowych...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Po kilku próbach nieudanych zgodzono się jakoś mówić po francuzku źle, bo inaczej nie było można, większość przynajmniej rozumiała tę mowę, a Adelka mogła się popisać z tak ślicznym akcentem, z takiem paryzkiem rr, z taką łatwością szczebiotania, że srebrnego głosiku, jak muzyki, słuchać się chciało.
Moroz choć rozumiał, mówił niewprawnie i ciężko, to też się mało odzywał, pilnując tylko oczyma syna... a pragnąc (jak się zdawało) odgadnąć wrażenie, uczynione na nim przez śliczną Adelkę...
Widział on ją sam razy kilka wprzódy u pana Bessera, zdawała mu się i dziwnie piękną, i nadzwyczaj miłą, — ale teraz ojcowskie serce, które pragnęło, aby się podobała synowi, nie znalazło już w niej tego uroku... Płoche dziecię, trzpioczące się z wielkim wdziękiem, smutny uśmiech wywoływało na usta.
Besser, który był dumny dziecięciem, na nie tylko miał zwrócone oczy, ku niemu słuch Moroza i całego towarzystwa nieustannie kierował, aby