Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do głowy zwierzyć się z wszystkiego ciotce, ale nie mógł się na to ważyć, dopókiby się nie zobaczył z Eweliną...
Od stołu wstawszy, poszedł do swojej pracy, ale cyfry mieszały mu się przed oczyma... robić nic nie mógł. Troskliwa panna Zuzanna, która uważała, że mu krew biła do głowy, przyszła do niego i namówiła, aby na dzień rachunki odłożył, jeźli potrzebuje ruchu i spoczynku.
Augustyn wybiegł, bo ojciec także radził mu przechadzkę, ale wyszedłszy i przypomniawszy sobie, że sąsiedni dom Würflów ma drugie wnijście od bocznej ulicy, pośpieszył niepostrzeżony do Eweliny...
Nie widzieli się od tak dawna!!
Ona go oczekiwała od rana, ale nie była pewna, czy o niej wie nawet i czy surowa domu klauzura przyjść mu pozwoli... Gdy drzwi otworzył i postrzegła go w progu, krzyknęła z radości, biegnąc przeciw niemu z wyciągnionemi rękami...
Gucio pochwycił dłonie białe, był tak wzruszony, że się długo odezwać nie mógł.
— Cóż mówisz na to? — spytała trwożliwie młoda kobieta — dobrze, czy źle zrobiłam? Trochę serce, trochę głowa mi podyktowała to postępowanie... zresztą jestem fatalistką, co ma być... to się stanie. Dłużej mi tak daleko wytrwać było trudno, niepodobna.
— Nie pytaj mnie, droga pani... nic nie wiem — rzekł Augustyn — cały ranek dzisiejszy spędziłem w gorączce... w niepokoju, wiedząc, że