Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tego nie domyślał się wcale Potomski...
Pan Jeremi Lubicz Pawłowski także potajemnie miał ochotę do ożenku... ale i on należał do tej kategoryi podstarzałych, których już dyabeł żeni... Dyabeł zaś, widać zajęty gdzieindziej, tym razem się nie dopilnował.
Ewelina, która była z takim zapasem życia, trzpiotowstwa, humoru i odwagi, przyjechała do Wiesbadenu — znacznie z tych skarbów nadtraciła, nie wiedzieć z jakiego powodu i czyjej winy... Poufali jej goście, stary przyjaciel Starża, uważali coraz częściej, że bywała zamyśloną, czasem smutną, często niecierpliwą. Starża już powtórnie, w kilka dni, z uporem przyjaciela niespokojnego o zdrowie serca i duszy, zapytał jej:
— Skąd te coraz częściej zjawiające się na czole chmurki?
— Kochany przyjacielu — odpowiedziała cierpliwie Ewelina, spoglądając nań — przypomnij sobie, że zaraz w początku dałam ci słowo zagadki, klucz do mych wszystkich kaprysów — nudzę się!
— Nudzę się! nie — to nie dosyć — rzekł Starża... inaczej wygląda nuda...
Ewelina ruszyła ramionami.
— Już nie licząc innych, co niecierpliwią, masz nas dwóch — mnie i arcypilnego kupczyka, na usługach do opędzania nudów, które, jak muchy, cię oblegają.
— Powiedz mi, hrabio, dlaczego koniecznie nalegasz znowu na kupczyka?