Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swego zamknięcia. Gdyby mi nie świeciło trochę ideału na ziemi... wyżyćbym nie potrafiła...
— Nie chcę cię rozczarowywać — rzekł Starża — ale podobno ideały są w niebiesiech... a ziemia będzie wiecznie karykaturą tego, co marzym!...
Ale nadzieja jest największem szczęściem — usypiaj z nią i marz...
Tym razem jak po wielu podobnych rozmowach, deus ex machina ukazał się niespodzianie wchodzący Gucio.
Starża zamilkł nagle, popatrzył na gospodynię, która się zarumieniła.
Gość był pomieszany i blady, siadł co najrychlej, czując może, iż nadszedł nie w porę i przerwał poufną rozmowę. Hrabia, wedle swego obyczaju, mimo znaków dawanych mu przez Ewelinę, aby pozostał, wziął za kapelusz i zagadał coś o grze, o przegranej, o nałogu i zabierał się do wyjścia.
— Jeżeli hrabia idzie, to ja — odezwała się Ewelina do Gucia — proponuję panu przechadzkę... Pora piękna, a ja długo w miejscu usiedzieć nie umiem... Starża woli pójść grać, my, co nie gramy pójdziemy może trochę się orzeźwić powietrzem...
— Z największą przyjemnością — rzekł żywo przybyły.
Ten frazes stereotypowy wywołał ruszenie ramion pięknej pani.
— Idziemy więc! — zawołała.
Podała mu rękę i dosyć jakoś posępna, dość niecierpliwa, zwróciła się z nim nie na zwyczajną