Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bylebym wiedziała, że jest możliwem... wówczas cierpliwie na nie do lat pięćdziesięciu czekać będę...
— Droga pani — odpowiedział poważnie Starża — żądasz wiele... Wierzę ja w kwiat paproci, ale nie każdemu dano go widzieć w wigilię Ś. Jana. Ta niewiara jest tak pospolitą, iż się z nią już nieraz spotkałem w życiu. Przypomina mi to, com dawno już słyszał z ust księżnej E..... S.... z domu księżniczki C..... Pani ta miała z górą lat sześćdziesiąt, gdy to mówiła, była więc w kwestyi zupełnie bezinteresowną. Patrzała na świat długo, w pożyciu domowem była dosyć szczęśliwą, nie wiem skąd jej to przyszło...
— Ale cóż mówiła? co mówiła? — niecierpliwie spytała Ewelina.
— Księżna mówiła, iż wyobraża sobie, że świat i ludzkość skończą się w ten sposób, że ludzie kochać przestaną, do miłości wstręt uczują, małżeństwa z obu stron staną się niepodobieństwem i ród nasz wygaśnie ziewając... Staruszka powtarzała to nie żartem, poważnie, jakby z głębokiego przekonania.
Idea jest dosyć oryginalną... ale niewiara, z której wyrosła, rozumie się w sześćdziesiątym roku, w dwudziestym... trudna jest do pojęcia.
— Mam dwadzieścia i kilka... — rzekła Ewelina — i znajduję, że księżna miała słuszność, widziała proroczo...
Świat już się powoli kończy...
Co do mnie, ponieważ nie kochając za mąż nie pójdę, bobym się sama sobą brzydziła... zatem,