Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wała lornetki ciągle, mówiła mało, patrzyła z góry i doskonale wiedziała, że mieć będzie półtora miliona posagu. Była to jedna z najświetniejszych partyi na Ukrainie...
Zaledwie przybywszy do Wiesbadenu i rozpatrzywszy się w liście znajdujących się tu gości, Burscy natychmiast złożyli uszanowanie hrabinie Kaisersfeld, o której położeniu w stolicach i rozległych wpływach wiedzieli. Trafiło się tak, iż w czasie ich bytności, znajdował się teraz nadzwyczaj częsty gość — pan Darnocha, który został państwu prezesowstwu cum omni formalitate zaprezentowanym.
Hrabina, widocznie protegująca młodego człowieka została opatrznościowo uderzona myślą zeswatania Darnochy z bogatą dziedziczką; w tym celu zaimprowizowała mu tytuł hrabiego.
Prezes Burski, któremu młodzian krochmalny, przyzwoity, mówiący ślicznie po francusku i chlubiący się tak bujnemi angielskiemi bakenbardami, bardzo przypadł do smaku, zwłaszcza po pierwszych rozmowy frazesach w duchu ultrakonserwatywnym; zważywszy jeszcze, iż go znalazł w domu osoby tak politycznie niepokalanych zasad... uczuł ku niemu wielką skłonność.
Żargon jego podobał się matce... córka wpatrzywszy się weń przez lornetkę, znalazła go très comme il faut...
Państwo Burscy zabawili nieco dłużej. Pan Wincenty musiał odejść, a z oddalenia jego sko-