Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tragicznie. Przybrał postać i minę surową, poważną, oblókł się tajemnicą...
— Kto pani powiedział, że to jest kupczyk? — zapytał.
— Ale wszyscy tak utrzymują — nie chcąc zdradzić Potomskiego, odezwała się pani baronowa.
Starża z politowaniem się uśmiechnął.
— Jakto? byłożby to wątpliwem?
— Widzisz pani jak on tu jest przyjmowanym... — cicho szepnął złośliwy Starża... i potrząsł głową... — To są umyślnie puszczone wieści... powiadam pani, ale pod największym w świecie sekretem... w tem jest... tajemnica...
— Tajemnica...
— Tak jest... której wyjawić nie mogę... — dodał Starża, — powiem tylko pani, jeśli mnie nie zdradzisz, że ten młodzieniec podróżujący incognito należy do jednej z najmożniejszych i najznakomitszych rodzin krajowych... Głowa przewrócona... chce umyślnie uchodzić za kupczyka... aby świat poznać... nie wiem zresztą... jakieś tam głupie romansowe ma plany...
— W istocie? — spytała baronowa.
— Tylko na miłość Boga, niechże mnie pani nie zdradzi i zachowa to przy sobie... zaledwie parę osób wie o tem...
Baronowa popatrzała z dala na Augustyna.
— Mnie się też — rzekła bardzo cicho — wydawało niepodobieństwem, żeby to był młodzieniec tak nizkiego pochodzenia, zbyt szlachetne ma rysy...
— Tak... tak! — potakiwał Starża.