Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naznaczono tak blizki, jak tylko było można, aby od Generała obiecany sukkurs nadciągnął.
Dla szlachty, w któréj tradycyach były zajazdy, bo mało kto w życiu swém nie uczestniczył w czémś podobném, nie słyszał, nie miał z rodziny kogoś postrzelonego lub zabitego, — była to sprawa nader zwyczajna; dla Teodora wydawała się niemal poczwarną. Wychowany w innych już pojęciach prawa i sprawiedliwości, niepokoił się tém, jak występkiem, do którego był zmuszony rękę przyłożyć. Myśl ta, że rodzona ciotka znajdować się miała w domu, na który on zbrojną ręką napadał, że ktoś z krewnych mógł paść ofiarą — dręczyła go. Rotmistrz się śmiał z tego symplicyuszowstwa.
— Ale, mój miły, poczciwy a niewinny kawalerze! — wołał, słuchając tych skrupułów — zważ, że oni ci przecie pierwsi twoję wieś armata manu zajęli gwałtownie; byka za indyka... Wiedzieli, że im się może zapłacić równą monetą.
Ciocia pierzchnie, ręczę, w porę; kuzynkowie drapną, i krwi nie pociecze ani kropla. —
Im się więcéj zbliżała chwila fatalna, tém Paklewski stawał się niespokojniejszym, tak, że Rotmistrz namyślał się już, czy go w Przewałce niezostawić. Chciał jednak podzielać niebezpieczeństwo Teodor, i nie dał się usunąć. Nazajutrz miano, o zmroku, w lasach pod Bożyszkami się zbierać. Rotmistrz dawał ordynanse, ożywiony niezmiernie, i w tak dobrym humorze, iż weselem swém wszystkich do wesołości przymuszał...


∗             ∗

Opisywaliśmy dwór wspaniały nieboszczyka Wojewodzica, którego właścicielowi nie marzyło się pono nigdy, aby on kiedy zmuszonym był służyć za twierdzę przeciw nieprzyjacielowi. Podkomorzy téż wziął go z małą garścią ludzi, a znając Paklewskich położenie i stosunki, bynajmniéj się o utrzymanie w nim nie obawiał.
Dworscy ludzie Wojewodzica, zmuszeni do posłuszeństwa, akkomodowali się nowemu panu; Ksiądz Kanonik, na którego najwięcéj czyhał pono najezdzca, przez ogród umknął; sług kilku się rozpierzchło, reszta pozostała obojętna. Zajazd to był bez krwi przelewu, oblany atramentem, manifestem przypieczętowany; a choć Podkomorzy przypuszczał, iż kiedyś ustąpić ztąd będzie musiał, obiecywał sobie wprzód wyciągnąć z Bożyszek, co tylko się da.
Zwolna téż zaczęto ztąd przewozić do sąsiedniego majątku Kunasewiczów kosztowniejsze rzeczy, a nawet gospodarskie zasoby.
Podkomorzy siedział tu sam z żoną i dwoma synami starszymi, jak u Boga za piecem, zwłaszcza teraz, gdy wiosna nadchodziła; bo zimą opalanie pałacu było nader uciążliwe i kosztowne, — zajmowano w nim ledwie parę pokojów. Rozumie się, iż posądzając nieboszczyka o ukryte kapitały, zarządzono naprzód ścisłe poszukiwania po wszystkich kątach, azali się co zakopanego gdzie nie