Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wsi, w Borku, nie masz waćpan co robić.
— Jestem obowiązanym służyć mojéj matce.
Hetman potrząsł głową.
— Panie Teodorze — odezwał się głosem, w który usiłował wlać jak najwięcéj uczucia. — Posłuchaj waćpan mnie; wiesz, że mu tak dobrze życzę, jak może nikt w świecie... Jeśli masz jakie uprzedzenia, otrząśnij się z nich, przyjmij opiekę moję: mogę ci za piękną przyszłość ręczyć. Masz wszystko, co ją zapewnia: powierzchowność, wychowanie, talenta, i, co nie jest do pogardzenia, protekcyą, którą ci chętnie ofiaruję. Godziż się to odrzucać??
Skłonił się Paklewski, spuścił oczy, nie wiedział już co mówić.
— Proszę być otwartym ze mną — dodał żywiéj Branicki. — Rozumiem to dobrze, iż pobyt w Wołczynie mógł podziałać na wrażliwość młodzieńczą. Nasłuchałeś się tam strasznych rzeczy o mnie: chciéj-że się zbliżyć, poznać tego człowieka oszkalowanego i sam go osądź. Nawet nie biorąc na siebie żadnych zobowiązań, możesz pozostać na dworze. Bardzo proszę.
— Gdybym nawet innych powodów nie miał do nieprzyjęcia łaski pana Hetmana — rzekł Teodor — jużby to starczyło, że, wprost od Kanclerza tu się przenosząc, poczytany-bym był za zdrajcę, który tajemnice jego sprzedał za kawałek chleba. Cześć moja jest mi tak drogą!
— W tém waćpan masz słuszność, — żywo odezwał się Hetman. — Rozumiem tę delikatność; ale — po niejakim czasie...
Teodor, coraz niespokojniejszy, kręcił się, nie chcąc, czy nie mogąc, wytłómaczyć się jaśniéj. Spojrzenie, które na Hetmana rzucił, było tak przenikającém, że zmieszało starca.
— Mów waćpan bez ogródki — rzekł — co masz przeciwko mnie. Młody, wychodzący w świat człowiek, niemajętny, bez protekcyi, nie odrzuca takich ofiar, jakie ja czynię, bez nader ważnych powodów. Żądam tłómaczenia! wymagam go. Mógłbym się czuć obrażonym, gdyby młodość waćpana nie była mu exkuzą.
Przyparty tak Paklewski, już dłużéj gorącéj krwi swéj utrzymać nie mógł na wodzy.
— Na uniewinnienie moje — odezwał się z pewną dumą, — to tylko powiedziéć mogę, że rozkazom ojca nieboszczyka i matki mojéj muszę być posłusznym. Nie wiem, co było powodem do tego, lecz i nieboszczyk, i matka — wymagali po mnie, abym się wyrzekł wszelkiego stosunku i nie przyjmował od pana Hetmana żadnego dobrodziejstwa.
— Matka wasza jest — odparł porywczo Hetman, — osobą, dla któréj mam wielki szacunek, lecz, muszę to powiedziéć, choć przed synem, namiętną jest, gwałtowną, nierozważną, niesprawiedliwą!!
— Panie Hetmanie — to matka moja! — przerwał Teodor.
Branicki umilkł; był nadzwyczaj wzruszony, drżał cały; zmierzył oczyma załzawionemi Paklewskiego i zawołał: