Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szuwała, gospodarz, Załowicki i Rabczyński, ale jeden z nich wychodził. Napoleoński wiarus po śniadaniu poszedł zaraz do oficyny.
Panna Celina przechadzała się po salonie, goniona oczyma sprawnika. Chociaż człek i mundur był dla niej wstrętliwy, nie powiemy, aby wyraz uwielbienia który w oczach jego czytała, był dla niej przykrym.
Tymczasem o trzy kroki ztamtąd, o ścianę obwinięty kołdrą leżał na łóżku mniemany Pawłowski i jedną ręką ściskał paczkę z papierami, drugą rewolwer, który go nigdy nie opuszczał. Mimo odwagi, zimny pot oblewał mu skronie, słuchając rozmowy sługi i sekretarza, obok kłócących się w tym miłym języku moskiewskim, który na nas robi wrażenie brzęku kajdan i skrzypienia szubienicy.


∗             ∗

Pod rozmaitemi pozorami sprawnik kilka razy w czasie gry wychodził, nawet raz przez omyłkę otworzył był drzwi, zostawione bez klucza, do pokoju, w którym leżał Pawłowski, ale się zaraz cofnął. Przymknięta okiennica nie dawała nic dojrzeć.. ale to poszukiwanie jakiegoś wyjścia mogło nie być przypadkowem. Szczęściem, że Załowicki siedział przy kartach wówczas, i sprawnik go nie widział, boby się z bladej twarzy domyślił czegoś, tak, jak się domyśliła panna Celina,
Miała ona już pewne jakieś przeczucia i podejrzenia, że młody ów człowiek nie był tym, za kogo się podawał... tknęło ją to, że na przybycie sprawnika zasłabł... imaginacja i wspomnienie emisarjuszów dopełniło reszty.
Cały dramat zarysował się w jej rozgorączkowanej głowie i sercu. Serce to biło... chciała mieć jakiś udział w tem... niepokoiła się, marzyła... Tymczasem wejście sprawnika, którego poznał z pod kołdry Pawłowski, nabawiło go trwogą, nie o siebie, ale o pa-