Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy w snach swych wyśniła sobie bohatera, nie wiemy, ale że młodzież otaczającą dosyć sobie lekceważyła, było widocznem. To też panicze jeden po drugim, spróbowawszy jej towarzystwa, wynosili się, jak oparzeni. Dla jednych była za wielka pani, dla drugich nadto filozofka. Każdy się zląkł i wymykał. Panna Celina bynajmniej się tem nie frasowała... wiedziała, że gdy zechce, pójdzie za mąż i jak zechce, tymczasem nie było jej wcale pilno... marzyła. Ciocia pobożna, gospodarna, miłująca siostrzenicę, suszyła gruszki, smażyła agrest, robiła pierniki i odmawiała litanje, nie wdając się w gospodarstwo serca Cesi.
Ojciec też rad był, że się nie spieszyła... było mu z nią w domu weselej... a potroszę czuł, że Celinka czegoś więcej wartą była, niż się dotąd trafiało.
Dom, jak mówiliśmy, stał otworem, a choć kąt był zapadły, nigdy nie zabrakło gości. Podsędek miał ten zwyczaj, że nie puszczał jednych, póki się drugich na wymianę nie doczekał.
I tym razem nie było pusto w Radziszewie. Bawili w nim, oprócz rezydentów, o których niżej — pan Załowiecki z Dubieńskiego powiatu, pan Rabczyński z Kowieńskiego i pan Pawłowski z Dubieńskiego także.
Dwaj pierwsi byli to starzy przyjaciele i znajomi podsędka, ludzie jego wieku, zapamiętali wiściarze, Załowicki dodatkowo zagorzały patrjota i polityk. Nie było od kilkudziesięciu lat jednego spisku, do któregoby mniej więcej nie należał, lub choć nie był wtajemniczony. Uchodziło mu to płazem, nie wiem, jakim cudem. Rabczyński, oprócz tego, że grał w wista doskonale, jadł dobrze i opowiadał wesołe anegdotki odwieczne, odleżałe — ale dosyć zabawnie — nie miał w sobie nic szczególnego.
Pan Pawłowski, którego z sobą przywiózł współobywatel, i jak mówił, sąsiad jego Załowicki, poraz pierwszy znajdował się w Radziszewie.
Z postawy można go było zrazu posądzić, że przy-