Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pułkownika, sam bardzo poważny gospodarz nie mogąc pojąć co się stało, ale widząc go zagniewanym, uchylił jarmułki i spytał:
— Kogo jasny pan szuka?
— Buntownicy! spiskowcy... ja was nauczę. Gdzie podróżny?
— Jaki podróżny?
Wtem sekretarz w trop idący za Paraminem, postrzegł Icka i przyskoczył do niego.
— Aha! już wy teraz nie wiecie jaki podróżny... Szarańcza jakaś! Jaki podróżny? a ten, z którym przychodziłeś na policję.
— A waj! Proszęż jasnego pułkownika do pokoju — rzekł gospodarz.
— Gdzie podróżny? — wołali pułkownik i sekretarz.
— A! proszę jasnego pana, cóż my winni... podróżny się meldował, my jego zaprowadzili na policję, pan sekretarz jemu paszport podpisał.
— Wziąć jego do turmy — krzyknął pułkownik, wskazując na Icka.
— Albo ja mogę wiedzieć, gdzie on jest... Jak jemu paszport panowie podpisali i nacisnęli pieczęci, poszedł sobie furę szukać. Temu będzie godzin trzy, jak go tu nie słychać.
Paramin porwał się za głowę...
— Kłamiesz — zawołał do żyda.
Stary Nyson obraził się, ruszył ramionami i rzekł powolnie:
— Niech panowie sobie jego szukają...
Trzech żołnierzy z karabinami pokazało się od strony wrót. Oficer, sekretarz, dwóch policjantów poszli dom rewidować... Podejrzanego podróżnego wielce, nie było ani śladu.

∗             ∗

Po nader pracowitem przeplądrowaniu domu, a nawet lochu, z którego kilka butelek naturalnie żoł-