Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niema prawie ważniejszego więźnia politycznego, któregoby nie smagano, nie głodzono, nie karmiono śledziami, nie bito związanego po twarzy, nie zelżono bezbronnego... i nie usiłowano złamać obejściem nieludzkiem. Uczucia, z któremi popisują się filantropi moskiewscy, rząd i panujący, ustępują w sprawach politycznych zaciętości i barbarzyńskiej zemście... której dziś na całej kuli ziemskiej nie znajdzie już przykładów. Dziennikarstwo postępowe, liberalne, jak skoro idzie o Polaków, pochwala wszystko, uniewinnia i nie znajduje żadnej tortury za srogą dla nich.
Paweł odzyskując siły powoli, zdawał się, mimo wiedzy następstw, jakie go czekały, spokojniejszym coraz na umyśle. Mówił mało, ale nie trwożył się zbytnio przyszłością.
Osłodą razem i goryczą tych dni, odkradzionych śmierci, były wieści od Celiny, które ostrożnie przynosił mu lekarz poczciwy, coraz mocniej przywiązujący się do obojga.
On to potrafił namówić sztab-doktora i drugiego kolegę, ażeby chorego, unikając szkodliwego wpływu lazaretowego powietrza, dla przyspieszenia powrotu do sił, przenieść na resztę kuracji do osobnego, mało oddalonego dworku. Tyfoidalna gorączka, która się zjawiła między chorem żołnierstwem, zupełnie tę ostrożność usprawiedliwiała.
Policyjne władze opierały się temu w początku, rzecz była prawie bezprzykładna, posłano przedstawienie do Kijowa, a że tam szło wielce o utrzymanie więźnia przy życiu, zagrożonym tyfoidalną zarazą, zadecydowano wyniesienie chorego do dworka, z tem, aby jak najściślejsza straż około niego dzień i noc była utrzymywana. Paweł dotąd jeszcze z łóżka się podnosić nie mógł, a już lękano się nie wiedzieć jakich ewentualności.
Moskiewska policja zbyt podobno ma wysokie wyobrażenie o polskiej intrydze, zręczności, knowa-