Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zegrzdę, jego życie, charakter, szczęście domowe, przywiązanie najczulsze do żony i dziecięcia... Niepodobna było wytłumaczyć sobie coby go do tego skłonić mogło... Zrana jeszcze był weselszy niż kiedykolwiek... Tymczasem lekarz, sędziowie uznali z położenia ciała, strzelby... że sam sobie śmierć zadał,... ani chciał kto badać głębiej tajemnicy. Dziad milczący opatrzył wszystko, podniósł drogie zwłoki oblewając je cichemi łzami... nie mówił słowa ale gdy przybył Szymbor, wzrokiem piorunowym go przeszył wskazując mu oczyma wnuka... Szymbor drżał, płakał, łamał ręce... wzrok miał obłąkany, ale żadne podejrzenie uzasadnione paść nań nie mogło.
W duszy tylko starca zastrzegła straszliwa wątpliwość.
Przed pogrzebem Dziad poszedł z lekarzem do ciała, wydobył kulę z niego pod pozorem iż ją miał schować na pamiątkę... nikt nie wiedział że tejże nocy zmierzył ją ze strzelbą leżącą przy Stanisławie i przekonał się że z niej wypaść nie mogła.
Pochowano zwłoki powszechnie ukochanego człowieka, żal po nim był niezmierny a tragiczna śmierć, zagadkowa, jeszcze go zwiększała. Długo sądzono