Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziad niepokojący się o los wnuczki choć jeszcze nie przypuszczał aby ją miał wydać za człowieka wstręt i obawę budzącego, bliżej się jednak o nim rozpytywać począł, a ściągnione wiadomości malowały go wcale niepochlebnie. Mówiono głośno o bliskiej majątkowej ruinie, skandale przeszłości nie dozwalały wiele wróżyć na przyszłość.
Walka ta z obu stron prowadzona uparcie trwała długo. Justyny przywiązanie, które się zdawało jej samej szczerem, a obiecywało być wiekuistym, rozstrzygnęło nareście: Dziad się dał złamać łzom, uległ... Szymbor ożenił się... Justyna ozdrowiała, rozkwitła... była na chwilę szczęśliwą.
Ledwie odeszli od starca, majątek p. Apollinarego runął, zmuszonym był oddać go wierzycielom, nie pozostało mu nic... Młodzi państwo przenieśli się do Krymna, które Dziad wypuścił ale go nie oddał... Nie przeszkadzało to, ani smutne doświadczenie, wieść Apollinaremu życie do jakiego był nawykły..., żona równie jak on płocha, żądna zabawy, świata... towarzystwa, ciągnęła go jeszcze...
Nim dwa lata upłynęły... ta czuła para turkawek... rozstała się niemal... i zobojętniała... Szymbor bawił się zakładaniem ogrodu, budowaniem pałacyku, wycieczkami po miastach, żona