Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdyby cię tak lada co nie poruszało to bym ci mógł miłą uczynić niespodziankę!
— Miłą? cóżby to być mogło? obojętnie zapytał młody chłopak uśmiechając się niedowierzająco. — Miłą?
— Wystaw sobie, że przypadek, istny przypadek przyprowadził tu Hannę... ona się tak z tobą widzieć pragnie...
— Hannę? zapytał Władek podnosząc się i rumieniąc... ale to nie może być? Cóż by ona tu robiła?
— A gdyby tylko asindzieja zobaczyć pragnęła? cóżby to tak było dziwnego?
— Byłoby dziwne, Dziaduniu, bo któż by mógł do takiego niedobitka człowieka choć trochę się przywiązać...
— Są serca — rzekł Dziad.
— Czyż są serca?
— Ale tylko u nas, dodał stary z przyciskiem...
— Więc gdzież Hanna? zapytał niespokojnie Władek.
— Może jest i tu? ale czyż byś czuł się na siłach ją widzieć?
— A! bardzo bym pragnął!
Dziad wstał i wyszedł do salonu, ujął Hannę