Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na Szczepana który z torby myśliwskiej dobył butelkę i kubek.
— Wypij za pomyślność wyprawy, pułkowniku...
Był to stary ów węgrzyn który choć się zmącił w drodze, na smaku nic nie stracił. Pułkownik i stary siedli razem na kłodzie, reszta otoczenia ciekawie na Dziadunia spoglądała... Szeptano sobie o nim na ucho, domyślając się że przybył dla Władka, ale nikt ani przypuszczał, żeby miał pozostać w obozie.
Z krótkiej rozmowy dowiedział się starzec że wnuka Szymbor zabrał przed chwilą i namarszczył brew; spojrzał z ukosa na Antka grożąc mu na nosie.
Domyślił się Siekierka o co chodziło — ale trudno było tłumaczyć.
Na usilne żądanie pułkownika staruszek przyjął garść siana w chatce, bo z razu chciał w szałasie z Antkiem się położyć... Mrok zaczął padać, rozstawiono straże i obóz usypiał powoli.
W Waldau już poniekąd uważano pana Władysława za przyszłego zięcia, jakkolwiek niechętny płemieniowi z którego pochodził Zegrzda, radzca Stamm, ulegając woli córki, oswajał się z tą myślą, że odda Izę Polakowi rachując po trosze na to że